Mroźny zimowy wieczór, dzieci śpią, nastawiamy wodę na ciepłą herbatę z miodem, otwieramy ulubioną książkę, zapalamy delikatne lampki, które dopełnią tylko ten sielski obraz...
Mam dla Was przepis na własne lampki, może nie tak cudownie kolorowe jak "Cottony", ale za dyszkę. No dobrze, będę szczera, za dyszkę i czas poświęcony na własną psychoanalizę.
To zdecydowanie nie chęć zabawy origami popchnęła mnie do zrobienia tych lampek, to jakaś głęboko skrywana potrzeba samoanalizy, dojścia do najgłębiej skrywanych pokładów świadomości. Takie mam właśnie wrażenie po zrobieniu tej girlandy. Doszłam do istoty własnego JA.
Zaczyna się niewinnie, otóż w Ikei można znaleźć sznur lampek na jedyne 10 złociszy, więc skoro już tak łatwo poszło na wstępie, czemu nie skomplikować trochę sprawy. Wszak ręce mnie zawsze świerzbią do przemalowywania, przestawiania, klejenia, szlifowania, więc i tym razem nie może być za łatwo. Mam już przecież pewne doświadczenie w robieniu lamp origami
TU - trzeba pójść tym tropem!
Siadam więc wieczorem, kładę przed sobą białe kartki papieru, szukam nożyka i zaczynam się bawić. Słowo "zabawa" wyparowuje mi z głowy po jakiejś pół godziny, nikt mi nie daje gotowego przepisu, sama muszę do tego dojść jak to poskładać. Wyginam, rozginam, składam ponownie, cały dom śpi, nikt mi nie przeszkadza. Jestem zmotywowana maksymalnie. Z każdą jednak nieudaną próbą tracę zapał i zaczynając się zastanawiać, czy to przypadkiem nie wynika z mojej ekstrawertycznej natury. Uwielbiam zaczynać nowe rzeczy, uczyć się, poznawać nowych ludzi, ale mój zapał do pogłębiania wiedzy gaśnie zawsze tak szybko jak się zaczyna. Do tej myśli dochodzę składając już pierwszą lampkę. Tu znów dostaję przypływu sił, bo w końcu mam sposób, który mogę zaprezentować, teraz jeszcze tylko 11 takich. Kto da radę jak nie ja?!
No właśnie, czy to się w ogóle komuś spodoba, tak zasadniczo powinnam takie rzeczy robić w celu ćwiczenia wewnętrznej samodyscypliny. Samodyscyplina - dobre słowo, dojechałam na nim do czwartej lampki. I tu moje myśli odpłynęły w kierunku bliżej nieokreślonych rozważań nad sensem wszechświata. Trochę pomyślałam o otaczających mnie ludziach, trochę o przyjaźni, życiowych priorytetach, by po chwili znów natchnąć się na drzemiącego we mnie lenia. To właśnie on zaczął, sączyć w moje uszy jad, myśl o zrobieniu tylko połowy, przecież sześć lampek to może już całkiem fajnie wyglądać. Odgoniłam go jednak, ale w trakcie wycinania kolejnych kartek zastanowiłam się, czy to przypadkiem nie przez niego nie jestem teraz członkiem zarządu ogólnopolskiej spółki... Tak doszłam do dziesiątej lampki, a wraz z nią do wniosku, że to nie leń a moja rodzina jest tego przyczyną i że za żadne garsonki świata nie oddałabym tych poplamionych marchewką bluzek.
Spokojnie, koniec jest już bliski. Będzie happy end. Tak więc składałam sobie, wyginałam i myślałam nad sobą, o celach, o marzeniach i moich własnych wadach i zaletach. A to wszystko dzięki kartce papieru i lampkom za dyszkę.
Do zrobienia lampek potrzebujemy:
- łańcuch
Ikea SARDAL LED 10 sztuk- kartki papieru A4,
- nożyk,
- ołówek,
- linijkę,
- cierpliwość.
Kartkę papieru przecinamy w poprzek na paski o grubości 6 cm, tępą stroną wyżłabiamy linie w odległościach 1 cm. Następnie ołówkiem wyznaczamy na nich punkty (jak na zdjęciu) w odległości 1 cm i łączymy je w jodełkę. Linie poprawiamy nożykiem i zaczynamy wyginanie. Kartkę sklejamy na przeciwległych końcach, a górę zawiązujemy za pomocą igły i nitki. I tak dwanaście razy.
Całkiem sympatycznie wyszło, zwłaszcza po bestialskim wpakowaniu lampek do szklanego słoja. Lampa na zimowe wieczory.
Jest jeszcze wersja liściasto-jesienna z zasuszonych liści, dla porównania lub skopiowania - zdecydowanie łatwiejsza do zrobienia.
W związku ze zbliżącą się porą roku, życzę Wam dużo dużo czasu spędzonego pod kocem i kilku chwil samotnych rozważań przy kubku herbaty.